Przejdź do głównej zawartości

Stres

A co jeśli mi się nie uda? Czy powinnam tam aplikować? Dlaczego to wszystko jest tak bardzo skomplikowane? Czy jestem wystarczająco dobra? Dlaczego oblewam wszystkie testy? 


Te i inne pytania przewijają się przez moją głowę ostatnimi tygodniami. Jestem w ostatniej klasie liceum i zaczął się dla mnie czas aplikacji do college'ów i uniwersytetów. Ponad to, mam w tym roku AP matematykę i AP fizykę (klasy o poziomie uniwersyteckim, po więcej odsyłam do wpisu o liceum w USA), a także planuję uczęszczać na dodatkowe, wieczorne klasy w college'u.


Stresuję się. I to niesamowicie. Boję się, że nie dostanę się tam gdzie chcę. Widząc moje oceny z matmy i fizyki, chce mi się płakać. Patrząc na deadline'y i pytania, na które muszę odpowiedzieć, aby móc zaaplikować do danej uczelni, mam ochotę zatrzasnąć laptopa i rzucić nim przez okno.


Stres i niesamowity strach przejęły nade mną kontrolę.

6:30 nad ranem.Wstaję, szykuję się do szkoły. Wychodzę. Matematyka. O nie, o nie, o nie. Mamy test, uczyłam się do niego, ale widząc trudność pytań mam niemalże łzy w oczach. Już wiem, że dostanę F. Pozostałe lekcje jakoś mijają. W końcu nadchodzi fizyka. Dostaję z powrotem mój test. 16/26 punktów. Nie najgorzej, myślę, a potem przeliczam to na procenty. 61.5%. D. Znowu. Wracam do domu. Jem obiad. Robię lekcje. Uczę się. Jest już pierwsza w nocy. Idę się wymyć, mam wrażenie, że o czymś zapomniałam. No tak, byłam tak zajęta nauką, że zapomniałam o kolacji. Znowu. No nic, teraz jeszcze odpowiedzieć na chociaż jedno z pytań w kolejnym kwestionariuszu. Druga w nocy, wreszcie mogę iść spać. Chociaż i tak pewnie o czymś zapomniałam.


Klasyk. Ostatnie kilka tygodni tak właśnie dla mnie wyglądało. Wczoraj jednak przeszłam samą siebie, kiedy prawie zaczęłam ryczeć na samą myśl o tym, że muszę opisać się w trzech słowach w jednej z obowiązkowych ankiet.

Koniec z tym, powiedziałam. Nie mogę pozwolić, aby moim życiem targały takie nerwy. 

Zaczęłam myśleć nad tym, dlaczego tak bardzo stresuję się szkołą oraz co takiego strasznego może się stać jeśli nie dostanę się do mojego wymarzonego college'u.


I co mi wyszło?

Nawet jeśli obleję kilka egzaminów, nic złego się nie stanie. Fakt, moja duma i ambicje poczują się nieco urażone, ale tak poza tym, to po prostu skończę liceum z dwoma C na świadectwie. Bo czy literka wyżej na papierze jest ważniejsza od wysypiania się? A co jeśli UCLA mnie nie zaakceptuje? Jest przecież o wiele więcej college'y, do których aplikuję, a które mogą mnie przyjąć. Jeśli jednak żaden z czteroletnich college'y, do których chciałabym pójść mnie nie przyjmie, to nadal nic straconego. Istnieją tysiące community colleges, w tym jeden, który znajduje się w moim mieście i gdzie już teraz uczęszczam na dodatkowe zajęcia. Zawsze mogę pouczyć się tam przez dwa laty, a następnie zrobić tak zwany 'transfer' do czteroletniego college'u. 


W skrócie, nawet jeśli coś mi się nie uda, to nie jest koniec świata, a ja wciąż mam przed sobą wiele możliwości. 

I żeby nie było, dalej będę się starać spełniać moje marzenia i plany. Jednak nie za wszelką cenę. Dlatego też, dzisiaj odpowiedziałam na kilka pytań z college'owej aplikacji, ale oprócz tego zrobiłam coś dla siebie. Wreszcie dokończyłam czytać książkę, którą zaczęłam czytać w czerwcu, czyli ponad trzy miesiące temu. 

Postanowiłam działać według nowego planu. Owszem, będę się uczyć, a także składać podania na studia, ale będę też robić codziennie coś na co mam ochotę. Nieważne czy będzie to spacer, książka, odcinek serialu, czy napisanie posta na bloga (ostatnio zrobiłam to aż pół roku temu!). Muszę zacząć robić coś więcej niż tylko nauka i nic poza tym. Są rzeczy od tego ważniejsze.


Szczerze powiedziawszy (napisawszy?), nie jestem pewna jaki jest morał tego wpisu. Mogę się założyć, że tysiące osób pisało już o stresie i o tym jak z nim walczyć. Mimo wszystko, czuję się o wiele lepiej po napisaniu tego posta i mam tylko nadzieję, że może pomoże on komuś odnaleźć równowagę.

~ Julia

Komentarze